Wojciech Szawarski: Gdybyśmy mieli na swoim koncie 5 wygranych, to mógłbym powiedzieć, że jestem zadowolony

Przełożone spotkanie zespołu DGT AZS Politechniki Gdańskiej z Enea AZSem Poznań zakończyło pierwszą rundę Energa Basket Ligi Kobiet. Rundę pełną niespodzianek i to nie tylko ze względu na wyniki czysto sportowe, ale również ze względu na liczne przełożenia meczów oraz nieplanowane przerwy w grze.

– Tak jak się spodziewałem obecny sezon jest inny niż poprzednie – dziwny i nieprzewidywalny. Przede wszystkim ze względu na koronawirusa. W naszej lidze następowało to stopniowo, ale odbiło się już na każdej z drużyn występujących w EBLK. Wiele meczów jest przełożonych, przez co na przykład my ostatnie pięć spotkań musieliśmy grać co trzy dni. Po przepracowanym sezonie przygotowawczym mieliśmy przymusową przerwę. Ciężko nam cokolwiek zaplanować złapać odpowiedni rytm, ale mam nadzieję, że taka sytuacja jak najszybciej będzie za nami i będziemy mogli normalnie trenować i normalnie grać – podsumowuje Wojciech Szawarski, trener zespołu DGT AZS Politechniki Gdańskiej.

 Zawirowania, o których wspomina trener sprawiły, że zespół PG w rozegranych 10 meczach odniósł 4 zwycięstwa, a sześciokrotnie schodził z parkietu pokonany. Gdańszczanki pewnie zwyciężyły z Energą Toruń (96:54) i GTK Gdynia (86:67) oraz pokonały Ślęzę Wrocław (80:73) oraz ENEA AZS Poznań (87:83). Na wyciągnięcie ręki były także wygrane z Basketem 25 Bydgoszcz (85:88) oraz PolskąStrefąInwestycji Enea Gorzowem Wielkopolskim (73:80). Porażek nasze zawodniczki doznały z Pszczółką Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin (73:83), VBW Arką Gdynia (53:103), CCC Polkowice (57:89) oraz CTL Zagłębiem Sosnowiec (69:88).

– 7 miejsce w tabeli po pierwszej rundzie to nie jest zły wynik, ale oczywiście mamy pewien niedosyt. Wiemy, że mogliśmy mieć co najmniej jedno zwycięstwo więcej. I myślę, że gdybyśmy mieli na swoim koncie 5 wygranych, to mógłbym powiedzieć, że jestem zadowolony. Obecny wynik jest sprawiedliwy, ale na pewno stać nas na więcej. Szkoda dwóch spotkań – z Gorzowem i z Bydgoszczą. Mieliśmy w nich trzy dobre kwarty, dobrze zaczęliśmy spotkanie ze Ślęzą. Ale zawsze brakowało tej „kropki nad i”. Chciałabym się w końcu doczekać takich równych 40 minut dobrej gry w naszym wykonaniu. Gdyby udało nam się wygrać choć jedno z nich mielibyśmy takie bonusowe zwycięstwo, którego na pewno potrzebujemy. Mam nadzieję, że w drugiej rundzie nam się to uda je odnieść. Na szczęście nigdzie nie potknęliśmy się, ale na pewno zabrakło nam takiej wygranej z wyżej notowaną drużyną – dodaje trener. – Z rozegranych meczów, szczególnie tych przegranych musimy wyciągnąć naukę i odpowiednie wnioski na przyszłość. Nie możemy dopuścić do tego, żeby powtórzył nam się chociażby taki mecz jak w Sosnowcu. Był on zdecydowanie najsłabszy w naszym wykonaniu. Nie powinniśmy przegrać w takim stylu. Ta porażka cały czas boli i we mnie siedzi – mówi.

 Oprócz przerwy spowodowanej zachorowaniami na koronawirusa, w ostatnim czasie bolączką trenera Szawarskiego są kontuzje. Zarówno Zuzanna Krupa, jak i Marta Stawicka doznały skręcenia stawu skokowego. Najpoważniejsza jest jednak kontuzja Sylwii Bujniak, która ma złamany nos.

 – Od początku sezonu możemy złapać komfortu w pracy i w treningu. Covid po sezonie przygotowawczym bardzo nam zaszkodził i rozbił nam drużynę i tak naprawdę musieliśmy zacząć wszystko od nowa. Do tego w trakcie sezonu doszły kontuzje, a wbrew pozorom brakuje nam każdej zawodniczki. Dziewczyny, które mniej grają w meczach, odgrywają ważną rolę na treningach i ich kontuzje również mają na nas wpływ. Mamy szeroki skład, ale jest w nim wiele młodych koszykarek, które dopiero zaczynają swoją przygodę w ekstraklasie i nie są jeszcze w pełni gotowe do gry. Dodatkowo przytrafiła nam się kontuzja Sylwii, która jest naszą kluczową zawodniczką. Posiada już ona duże doświadczenie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i bardzo nam jej brakowało w ostatnim spotkaniu. Jednak to jest sport i trzeba się z tym liczyć, że kontuzje się przytrafiają. Mam nadzieję, że my już teraz wyczerpiemy swój limit i w drugiej części sezonu będą nas jednak omijały, a Sylwia w następnym meczu już z nami zagra – mów szkoleniowiec gdańskiej drużyny.            

Przed drużyną DGT AZS Politechniki Gdańskiej ostatni mecz w 2020 roku. Na kolejny będziemy musieli zaczekać do 3 stycznia. – W tym momencie ta przerwa nam się przyda. Tak jak wspominałem ostatnio graliśmy sporo meczów jeden po drugim. Widać było, że dziewczyny są już zmęczone i te kilka dni wolnego, w gronie rodziny, im się przyda i pozwoli naładować akumulatory na drugą część sezonu – dodaje trener gdańszczanek.

Kontuzja Sylwii Bujniak dała impuls dla sztabu szkoleniowego oraz zarządu klubu by głębiej sięgnąć do kieszeni i wzmocnić zespół o doświadczoną zawodniczkę. Wybór padł na 33-letnią Maję Scekić.

– Od pierwszych meczów wiedzieliśmy, że brakuje nam drugiej rozgrywającej. Cieszę się, że mimo pewnych ograniczeń z początku sezonu – w tym i tych budżetowych, które były przyczyną, że nie decydowaliśmy się na to od razu, teraz mogliśmy sięgnąć po nową zawodniczkę. Jeszcze przed kontuzją, Sylwia grała na tej pozycji z konieczności, ale nawet dwie zawodniczki na tej pozycji to jest za mało. Szczególnie, że bardzo często zdarzało się, że Sylwia trenowała na „jedynce”, a podczas meczu musiała grać na „dwójce”. Pod nieobecność Sylwii i Marty sytuacja stała się patowa i na rozegraniu zostaliśmy z jedną „jedynką”. Nie mogliśmy nie tylko grać, ale również nie mieliśmy jak trenować. Teraz jest dużo lepiej. Jestem też przekonany, że to uzupełnienie, nawet już jak dziewczyny wrócą do zdrowia, bardzo przyda nam się i wzmocni naszą drużynę. Maja jest innym typem zawodniczki niż Jaz – będą się dobrze uzupełniać. Jest mniej ofensywna, a więcej kreuje grę. Brakowało nam czasami takiego zakończenia, ostatnich podań, wykorzystania przewag, które sobie wypracowywaliśmy i myślę, że Maja wniesie do naszej gry trochę świeżości – mówi o transferze Wojciech Szawarski.

A tak jak pokazała pierwsza część sezonu gdańszczanki mają jeszcze nad czym popracować, by poprawić swoją dyspozycję na boisku i zanotować na swoim koncie kolejne zwycięstwa. – Cały czas musimy pracować nad każdym elementem naszej gry. Przede wszystkim nad obroną, bo mamy tu jeszcze wiele do naprawienia i mamy tego świadomość. Ale wydaje mi się, że nasz zespół jest dobrze zbilansowany. Mamy Ruth, która może rządzić pod koszem, mamy rzucające „czwórki”, które mogą rozciągnąć grę i jest kilka dziewczyn, które mogą pobiec do szybkiego ataku. Mamy już także rozgrywającą, która w ciężkich momentach może zagrać indywidualnie i wziąć ciężar gry na siebie, a gdy trzeba – może kreować grę koleżanek. Jednak wciąż mamy problem nad uruchomieniem tego wszystkiego tak, żeby to wszystko funkcjonowało tak jakbym chciał – mówi.

Czego możemy spodziewać się po grze zespołu DGT AZS Politechniki Gdańskiej w drugiej części sezonu? – Mam nadzieję, że jeżeli ominą nas przygody zdrowotne i kontuzje, będziemy mogli zobaczyć lepszą grę i większą liczbę zwycięstw. Ale liga pokazała, że jest naprawdę nieprzewidywalna. Oprócz Arki i Polkowic, które wydają się głównymi kandydatami do finału, to tak naprawdę każdy może wygrać z każdym. Często decyduje dyspozycja dnia. Jest to bardzo ciekawy sezon i warto go śledzić. Ale jednocześnie jest też trudny i jeden mecz może zdecydować o tym czy jest się na 5 czy na 9 miejscu w tabeli. Ale mam nadzieję, ze wszystko pójdzie po naszej myśli i uda nam się zakończyć sezon na takim miejscu, z którego wszyscy będą zadowoleni.

A jak gdańska drużyna rozpocznie druga rundę przekonamy się już w najbliższy poniedziałek. W rozegranym awansem meczem z GTK Gdynia zespół DGT AZS Politechniki Gdańskiej rozpoczną drugą część sezonu a jednocześnie zakończą zmagania w 2020r.

Dodajmy, że spotkanie z VBW Arką Gdynia zostało przeniesione na 23 lutego 2021r.